Hej proszę was o małą poradę Ostatnio dostałam od rodziców niewielką działkę (ok.15 arów). Doszłam do wniosku, że chciałabym zasadzić na niej coś- padło na maliny. Od razu wspomnę, że nie będą one stanowić mojego głównego źródła dochodu, nie chcę by pole leżało ugorem, a jeśli można na tym zarobić parę groszy to bardzo chętne. Działka była do tej pory uprawiana, więc nie muszę inwestować w odchwaszczanie, znajomy rodziców zobligował się, ze da mi sadzonki maliny jesiennej. Jeśli chodzi o koszenie, plewienie, zbieranie wszystko robiłabym sama. Skup malin znajduje się niedaleko, wiec jakiś strasznych kosztów związanych z dowozem również bym nie poniosła. Więc generalnie jedyne koszty z jakimi się chwilowo liczę to nawóz i oprysk. Ale moja siostra (która sama ma równie niewielkie pole malin i planuje je powiększać) stanowczo mi to odradza. Mówi, że to za dużo roboty, zyski żadne, i że odechce mi się w połowie sezonu i tylko się skompromituje. Czy uważacie, że naprawdę warto dać sobie z tym spokój?