Pomimo tego, że jestem ze wsi, a dziadek ma gospodarstwo nie znam się na tym ani trochę. Potrafię jeździć ciągnikiem (pomagam czasem cośtam robić w polu), ale nigdy nie zajmowałam się niczym więcej.
Dzisiaj mój dziadek zwożąc belki Farmtrac'iem 80 4WD wraz z jakimś znajomym facetem jak się okazało przejechał ok. 450m na ZACIĄGNIĘTYM RĘCZNYM. Z tego co mówił to po załadowaniu przyczepy ciągnik nie chciał ruszyć. Dopiero po kilkukrotnym zmianie kierunku jazdy, bo myślał że się zakopał (ten drążek na desce rozdzielczej), włączeniu innego przedziału (chyba tak się to nazywa) biegów i prawie zamknięciu obrotomierzu ciągnik ruszył, ale "coś piszczało". Z powrotem ustawił pierwotny przedział biegów - ten z literką H i teraz zaczął jechać (strzelam, że nadal na wysokich obrotach). Gdy podjechał pod stodołę zadzownił po mnie, bo "wydawało mu się, że coś śmierdzi spalenizną". Gdy przyszłam odrazu poczułam jakiś smród. Najpierw pomyślałam, że to sprzęgło, bo on lubi trzymać nogę na sprzęgle podczas jazdy. Otwieram kabinę i widzę zaciągnięty ręczny. Pomyślałam sobie "japierdole". Spytałam go czy, zaciągał ręczny to powiedział, że nie (bardzo ciekawe - sam się zaciągnął). Wydaje mi się, że ręczny już "nie istnieje" po przejechaniu takiego dystansu. Moje pytanie jest następujące: jakie mogą być konsekwencje tego? - chodzi mi co mogło się zepsuć i ile mogą (a raczej BĘDĄ) kosztować potencjalne naprawy. W google niczego nie znalazłam, bo nawet nie wiem czego szukać....