Cześć. Czy u Was też jest tak, że najgorsze choroby, największe straty i wszystko co najgorsze spotykają to co macie w stadach najcenniejsze? Wczoraj na 3 dni przed kluciem może (nie zapisałem sobie terminu, bo wiedziałem, że do końca czerwca wykluję już wszystko co mam wykluć) pod kwoką która wysiaduje jajka kurze znalazłem jedno niemal zmiażdżone. Skorupka w kawałkach. Może było jej na błonie jakieś 30%. Wszystko zmiażdżone. Nie wiem jak kura to zrobiła. Cały czas siedziała bardzo grzecznie. Biorę w rękę jajko i oczywiście maluch żyje i się porusza, ale krwi pełno i nie wieżę że się wykluje bo pozostałe jeszcze się nawet nie nakłuły. Położyłem jajko z przodu kwoki tak żeby jak najmniej było narażone na obrażenia. Patrzę po jakiś dwóch godzinach a jajko leży pod samym ogonem zmiażdżone już zupełnie. Oczywiście maluch ciągle żyje. Włożyłem to co zostało z jajka w skorupkę którą akurat miałem po wykluciu się jednej z kaczek i włożyłem to jajko pod indyczkę licząc, że ta będzie się wiercić mniej. Gdzie tam. Rano jajko zmiażdżone jeszcze bardziej. Poza skorupką. Oczywiście pisklę ciągle żywe. Pytam o straty w najdroższych osobnikach, bo to jajko jest jednym z dwóch najcenniejszych podłożonych pod tą kwokę.
Dzisiaj kupię gęsiom jakiś środek na odrobaczenie, bo pomysłów innych mi brak, a gąska aż świszczy. Jeśli i to nie pomoże więcej pieniędzy nie wydam. I tak przeznaczyłem na leczenie ptaków w tym roku full pieniędzy. A efekty nie zawsze były pozytywne. Jeśli odrobaczanie nic nie da zostaną mi dwie gąski sędziwe i kilka młodych, które też w późniejszym czasie stracę, bo w stadzie z nimi jest okaz bardzo drogi, ale równocześnie chory. I oczywiście ten kto dba jak zwykle ma pod górkę. A złego jak zawsze licho nie weźmie.